Sobota, 13 lutego. Około godziny 17:00 funkcjonariuszki z Referatu VI patrolowały dzielnicę Stogi. Gdy przejeżdżały ulicą Rozłogi, podbiegła do nich zdenerwowana kobieta. Jej chory na schizofrenię syn zabrał psa i niespodziewanie wybiegł z domu. Matka, obawiając się, że może sobie zrobić krzywdę, poprosiła strażniczki o pomoc w jego poszukiwaniu. Według jej relacji mężczyzna pobiegł w stronę pobliskiego supermarketu.
Funkcjonariuszki natychmiast udały się we wskazanym kierunku. Po chwili zobaczyły mężczyznę, który odpowiadał podanemu przez matkę rysopisowi. Poszukiwany 37-latek szedł ulicą Nowotną do pobliskiego lasu. Wydawał się zagubiony i apatyczny. Strażniczki podjechały do niego i poprosiły, żeby się zatrzymał i z nimi porozmawiał. Mężczyzna jednak nie reagował. W pewnej chwili zaczął uciekać. Gdy był już w lesie, co chwilę zmieniał kierunek i starał się zgubić biegnące za nim mundurowe.
Uciekiniera udało się dogonić, gdy stał na brzegu Pustego Stawu. Strażniczki podjęły negocjacje, chcąc nakłonić go do powrotu. Mężczyzna był jednak nieugięty. Agresywny pies bronił swojego właściciela i próbował rzucać się na strażniczki, gdy tylko zbliżały się w jego kierunku. Nagle 37-latek wybiegł na środek zamarzniętej tafli wody i zaczął skakać po lodzie, żeby go zarwać. Ponieważ zagrożone było jego życie, funkcjonariuszki wezwały na pomoc policję i straż pożarną. Policjantom udało się niedoszłego samobójcę ściągnąć z lodu. Został on następnie przekazany ratownikom medycznym, którzy odwieźli go do szpitala psychiatrycznego.