Z Mieszkańcami i dla Mieszkańców

Winieta 1

O krok od tragedii…

O krok od tragedii…Młoda kobieta chciała odebrać sobie życie. Była agresywna, nie pozwalała sobie pomóc. Do tragedii nie doszło być może dzięki determinacji strażników, którzy zajęli się zdesperowaną dziewczyną i nie odstępowali jej na krok. Kobieta trafiła w końcu do szpitala.

Do zdarzenia doszło w ubiegłym tygodniu. Funkcjonariusze z Referatu VI, którzy patrolowali rejon linii kolejowej zostali zatrzymani przez grupkę przechodniów. Jeden z mężczyzn powiedział mundurowym, że przed chwilą udaremnił akt samobójczy. Jak wynikało z jego relacji, młoda kobieta chciała rzucić się pod pociąg. Strażnicy natychmiast rozpoczęli poszukiwania opisanej przez mężczyznę osoby.

Kilka minut później dostrzegli młodą kobietę, która pasowała do opisu. Na widok funkcjonariuszy dziewczyna rzuciła się do ucieczki, a następnie ukryła się na terenie jednej z pobliskich posesji. Mundurowi ją tam znaleźli. Zapytali czy nie potrzebuje pomocy. Kobieta zareagowała bardzo agresywnie. Używając wulgarnych słów odpowiedziała, że nie życzy sobie żadnego wsparcia. Powtarzała, że "chce się zabić", bo „zabrali jej dzieci”. Potem znów zaczęła uciekać.

Za pośrednictwem Stanowiska Kierowania Prewencją funkcjonariusze wezwali pogotowie i ruszyli za desperatką. Próbowali ją uspokoić, jednak żadne argumenty ani prośby nie skutkowały. W pewnym momencie rozhisteryzowana kobieta powiedziała, że chce, by przyjechała do niej mama. Strażniczka natychmiast zadzwoniła pod wskazany numer telefonu. Matka dziewczyny nie wykazała jednak żadnego zainteresowania zaistniałą sytuacją.

Brak spodziewanej reakcji ze strony bliskiej osoby sprawił, że młoda kobieta znów zaczęła krzyczeć i histeryzować. Machała rękoma, wyrywała się. Na zmianę wołała, że „chce do mamy” i że „nie chce stracić dzieci”. Mundurowych cały czas obrzucała wyzwiskami, próbowała ich kopać i uderzać. Twierdziła, że nie potrzebuje od nich żadnej pomocy. Groziła, że jeśli funkcjonariusze nie zostawią jej w spokoju, to pożałują, bo „ma wujka, którego boi się nawet policja”.

Sytuacja była na tyle poważna, że w pewnej chwili strażnicy założyli kobiecie na jedną rękę kajdanki. Dziewczyna obiecała, że jeśli zostaną zdjęte, przestanie się wyrywać. Słowa dotrzymała. Po oswobodzeniu uspokoiła się nieco, choć wciąż bardzo płakała.

W tym czasie na miejsce dotarły inne służby: pogotowie, policja, Straż Ochrony Kolei. Lekarz zdecydował, że kobieta musi jechać do szpitala. Ze względów bezpieczeństwa, oprócz załogi do karetki wsiadł również policjant.