Z niecodziennym zadaniem musieli zmierzyć się strażnicy miejscy. Wezwano ich do kobiety uwięzionej w budynku przychodni. Był wieczór, placówka kończyła godziny przyjęć. W tym czasie jedna z pacjentek postanowiła wejść do toalety. Gdy z niej wyszła, okazało się że wokół nikogo już nie ma, a wyjście zamknięte jest na cztery spusty. Przerażona perspektywą spędzenia nocy w przychodni kobieta sięgnęła po telefon.
Czwartek, 27 czerwca. Około godziny 20:30 na alarmowy numer 986 zadzwonił dyżurny Państwowej Straży Pożarnej z prośbą o sprawdzenie zgłoszenia, które odebrał kilka minut wcześniej. Chodziło o kobietę, która miała zostać uwięziona w jednej z gdańskich przychodni. Na miejsce natychmiast wysłany został patrol z Referatu I.
Strażnicy potwierdzili, że w budynku rzeczywiście jest pani w średnim wieku. Do środka dostać się nie mogli, gdyż drzwi były zamknięte. Mundurowi odszukali pracownika ochrony kompleksu, w którym mieści się przychodnia. Okazało się jednak, że on pomóc nie może, bo klucze do tej części obiektu mają jedynie nieliczne upoważnione osoby. Rozpoczęło się ich poszukiwanie. Po kilku próbach telefonicznego skontaktowania się z którąś z nich, w końcu się udało!
W tym czasie z uwięzioną pozostawał na linii dyżurny Stanowiska Kierowania. Kobieta była przerażona. Prosiła, bym się nie rozłączał i rozmawiał z nią. Zależało jej też na tym, żeby patrol, który widziała przez szybę nie odjeżdżał. Mówiła, że to dla niej bardzo ważne, bo dzięki temu czuje się pewniejsza - opowiada inspektor Kamil Plombon. Kobieta wyjaśniła mi, że po wizycie w gabinecie poszła do toalety. A gdy z niej wyszła okazało się, że jest sama w zamkniętym budynku. Bardzo się wystraszyła, sięgnęła po przez telefon i zaczęła szukać pomocy – dodaje.
Chwilę po godzinie 21:00 do przychodni dotarł pracownik z kluczami. Radość pacjentki, która odzyskała wolność, była wielka. Kobieta, zanim wróciła do domu, jeszcze raz zadzwoniła do dyżurnego Stanowiska Kierowania. Tym razem, by podziękować strażnikom za pomoc i sprawne przeprowadzenie akcji.
Jak to możliwe, że przed zamknięciem przychodni nikt z personelu nie sprawdził ogólnodostępnych pomieszczeń, z których korzystają między innymi osoby chore, starsze i mniej sprawne? Na to pytanie odpowiedzi nie znamy.