Niedziela, 26 września. Zbliżała się godzina 10:00, gdy strażniczki z Referatu V przejeżdżały ulicą Zakopiańską. W pewnym momencie zatrzymała je roztrzęsiona kobieta.
Wskazała nam okno mieszkania na drugim piętrze, z którego wydobywał się czarny gęsty dym. Przerażonym głosem powiedziała, że najprawdopodobniej przebywa tam starsza kobieta - mówi inspektor Wioletta Krajewska.
Funkcjonariuszki natychmiast wezwały odpowiednie służby. Potem weszły do budynku, aby poinformować mieszkańców o niebezpieczeństwie i konieczności opuszczenia mieszkań, ale też by sprawdzić czy w lokalu, w którym wybuchł pożar, ktoś rzeczywiście jest.
Mieszkanie, z którego wydobywał się dym, było zamknięte. Po kilkukrotnym nawoływaniu i uderzaniu w drzwi otworzyła je starsza pani. Powiedziała strażniczkom, że wszystko u niej w porządku i nie zamierza nigdzie wychodzić. Po tych słowach udała się w głąb ciemnego od dymu korytarza. Funkcjonariuszki szybko ruszyły za nią.
Odnalazłyśmy ją w kuchni, gdzie próbowała dogasić płomień ścierką, która również zajęła się ogniem. Rozejrzałyśmy się wokół, by ustalić, gdzie jest główny wyłącznik zasilania. Ze względu na wszechobecny dym było to jednak niemożliwe. Odłączyłyśmy pobliskie źródła prądu i ugasiłyśmy ogień - dodaje Wioletta Krajewska.
Strażniczkom oraz kilku mieszkańcom udało się w końcu nakłonić kobietę do opuszczenia mieszkania. Funkcjonariuszki sprawdziły jeszcze, czy na pewno nikt inny w nim nie został. Po kilku chwilach na miejsce przyjechała straż pożarna i pogotowie ratunkowe. Ratownicy medyczni sprawdzili stan zdrowia starszej pani i zdecydowali, że powinna trafić do szpitala.