Biegnącego środkiem jezdni kilkulatka dostrzegli strażnicy miejscy. Mundurowi zajęli się malcem i natychmiast rozpoczęli poszukiwania jego opiekunów. Jak się okazało, chłopiec uciekł mamie, która przyjechała po niego do przedszkola. Był niepokój i były nerwy, jednak na szczęście wszystko skończyło się dobrze.
Piątek, 7 kwietnia. Dochodziła godzina 15:30. Patrol drogowy z Referatu V wykonywał swoje obowiązki.
Podczas podejmowania interwencji wobec źle zaparkowanego auta, w pewnej chwili zauważyłem małego chłopca z pluszową kaczuszką w ręku. Dziecko biegło środkiem jezdni, którą dość często przejeżdżają auta. Wraz z towarzyszącym mi funkcjonariuszem natychmiast podbiegliśmy do chłopca. Próbowaliśmy się dowiedzieć co robi na ulicy i gdzie są jego rodzice – mówi strażnik Milian Kotlarek.
Malec powiedział nam, że wraca z przedszkola do mamy. Pytaliśmy o jego dane osobowe, ale umiał podać tylko imię. Nikt z okolicznych przechodniów nie potrafił powiedzieć czyje to może być dziecko. Zabraliśmy chłopca do radiowozu i o zaistniałej sytuacji poinformowaliśmy Stanowisko Kierowania. Zaczęliśmy też kontaktować się telefonicznie z okolicznymi przedszkolami. Tymczasem przy radiowozie pojawiła się młoda kobieta, która dostrzegła malca przez otwarte drzwi auta. Podeszła i zwróciła się do dziecka po imieniu. Była to przedszkolanka, która szukała chłopca. Jak się okazało siedmiolatek, który wymaga szczególnej uwagi, zdołał niepostrzeżenie uciec swojej mamie, gdy ta odbierała go z placówki - opowiada Milian Kotlarek.
Chłopca i opiekunkę strażnicy odwieźli radiowozem do przedszkola. Tam czekała już na nich zatroskana mama. Kobieta została pouczona przez funkcjonariuszy. Mundurowi przypomnieli jej o obowiązku opieki lub nadzoru nad osobą niezdolną rozpoznać lub obronić się przed niebezpieczeństwem (art. 106 Kodeksu wykroczeń).