Piątek, 11 listopada. Kilka minut przed godziną 15:00 do dyżurnego straży miejskiej zadzwonił zaniepokojony mężczyzna. Powiedział mu, że pod estakadą na wysokości ulicy Nad Starą Radunią od dłuższego czasu stoi rozebrany człowiek. Na miejsce pojechały funkcjonariuszki z Referatu VI.
We wskazanej lokalizacji strażniczki zobaczyły pana w średnim wieku, który stał w rzece. Na sobie miał tylko bieliznę. Wydawał się zdezorientowany i wystraszony. Funkcjonariuszki poprosiły, żeby wyszedł z wody i się ubrał. Następnie zabrały go do radiowozu, aby się ogrzał. Mężczyzna nie miał przy sobie żadnych dokumentów. Nie potrafił także powiedzieć, jak się nazywa. Po kilku minutach 50-latek podał swoje dane osobowe i powiedział, że jest chory na schizofrenię. Dodał też, że od dłuższego czasu nie przyjmuje leków, a od kilku dni nie spał i nic nie jadł.
Gdy mundurowe zapytały go, dlaczego wszedł do wody, wyjaśnił, że chciał się wykąpać i przy okazji wyłowić pływające w rzece butelki, by potem je sprzedać. Podczas dalszej rozmowy powiedział, że w Gdańsku mieszka jego kuzyn i podał strażniczkom adres mężczyzny. Po konsultacjach ze Stanowiskiem Kierowania funkcjonariuszki przewiozły pana we wskazane miejsce. Zastały tam jego krewnego, który potwierdził, że odnaleziony mężczyzna jest członkiem jego rodziny. Dodał, że wyszedł on z domu pięć dni temu i od tego czasu był poszukiwany przez rodzinę i pracodawcę.
Ze względu na stan 50-latka jego krewny poprosił o wezwanie karetki pogotowia. Przybyły na miejsce zespół medyczny zdecydował o przewiezieniu mężczyzny do szpitala.