Poniedziałek, 24 sierpnia. Strażnicy z Referatu VI patrolowali Górki Zachodnie. Około godziny 10:00 podszedł do nich mężczyzna i poinformował o dzikim wysypisku w pobliskim lesie. Chwilę później z takim samym zgłoszeniem zwróciła się do mundurowych spacerująca po okolicy kobieta. Żaliła się, że od kilku dni w leśnej gęstwinie rośnie góra śmieci. Funkcjonariusze postanowili to sprawdzić. Pół godziny później znaleźli w podanej lokalizacji hałdę odpadów i pilnującego ją „wartownika”.
W lesie niedaleko ul. Stogi leżały fragmenty mebli, materace i dywan. Obok stał zaparkowany samochód dostawczy typu combo, z którego wysiadł kierowca. Na nasz widok nie krył zaskoczenia. W rozmowie przyznał się do wyrzucania śmieci w tym miejscu. Swoje zachowanie tłumaczył niewiedzą i brakiem czasu – mówi młodszy strażnik Anna Czyżykowska-Groth. Twierdził, że od kilku lat podróżuje po świecie i jest zagorzałym ekologiem. Do Polski przyjechał niedawno i nie zna obowiązujących przepisów. Przyznał, że rozważał nawet wykorzystanie wyrzuconych odpadów do przerobienia samochodu na kampera – dodaje.
Strażnicy wyjaśnili globtroterowi, że w Polsce nie można wjeżdżać do lasu samochodem bez pozwolenia, a tym bardziej wyrzucać w nim śmieci. Za popełnione wykroczenia został ukarany mandatem i zobligowany do utylizacji odpadów zgodnie z przepisami.
Kilka dni później 37-latek przedstawił dokument potwierdzający, że wywiózł śmieci do Zakładu Utylizacji Odpadów.