Starszy mężczyzna stracił na ulicy równowagę i upadł. Dotkliwie się przy tym poranił. Poszkodowanym zainteresował się przypadkowy kierowca, który zadzwonił do straży miejskiej. Funkcjonariusze udzielili starszemu panu pierwszej pomocy. Wezwali też pogotowie. Ratownicy chcieli zabrać mężczyznę do szpitala, ten jednak odmówił. Twierdził, że musi wracać do chorej żony. Ostatecznie zgodził się jechać, bo strażnicy mu przyrzekli, że zapewnią kobiecie opiekę.
Czwartek, 14 czerwca. Około godziny 15:35 na alarmowy numer 986 wpłynęło zgłoszenie dotyczące leżącego na jezdni człowieka. Do akcji natychmiast ruszył patrol z Referatu VI.
Przy ulicy Elbląskiej na mundurowych czekał mężczyzna, który zadzwonił po pomoc. Opowiadał, że podniósł z jezdni leżącego starszego pana i posadził go w swoim aucie. 78-latek był ranny.
Zauważyłem krwawiącą ranę na czole mężczyzny oraz dotkliwe otarcia naskórka na kolanach i łokciach. Mocno krwawiła głęboka i długa rana na dłoni poszkodowanego. Starszy pan był trzeźwy. Powiedział nam, że zasłabł, stracił równowagę, potknął się i przewrócił na jezdnię. Upadając, uderzył głową w twardą nawierzchnię. Mężczyzna skarżył się na mdłości, ból głowy i kolan – mówi inspektor Sławomir Jendrzejewski.
Za pośrednictwem Stanowiska Kierowania strażnicy wezwali pogotowie, a potem udzielili mężczyźnie pierwszej pomocy. Zdezynfekowali rany i zatamowali krwawienie. Chwilę później na miejscu był ambulans. Ratownicy medyczni uznali, że starszy pan musi jechać do szpitala - ten jednak stanowczo odmówił.
Mężczyzna tłumaczył, że sam opiekuje się żoną, która nie jest w stanie poruszać się o własnych siłach. Dopiero gdy obiecaliśmy, że na czas jego nieobecności zapewnimy kobiecie opiekę, 78-latek zgodził się jechać do szpitala – dodaje inspektor Jendrzejewski.
Strażnicy słowa dotrzymali. Udali się do mieszkania mężczyzny i w towarzystwie sąsiadów powiadomili jego żonę o zaistniałym zdarzeniu. Skontaktowali się również z dziećmi i wnukami starszych państwa, którzy zobowiązali się do zapewnienia seniorom właściwej opieki. Natomiast do czasu przyjazdu członków rodziny, chorą zajęli się sąsiedzi.
Funkcjonariusze ustalili, że małżonkowie korzystają ze wsparcia pracowników socjalnych Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie.