Najpierw zignorował zakaz ruchu, potem zakaz zatrzymywania się. Podczas kontroli okazało się, że w ogóle nie powinien siedzieć za kierownicą, bo za jazdę pod wpływem alkoholu sąd orzekł wobec niego zakaz prowadzenia pojazdów. Wszystko wskazuje na to, że niebawem 33-letni gdańszczanin jeszcze raz będzie musiał stanąć przed obliczem temidy.
Sobota, 13 maja. Funkcjonariusze z Referatu Interwencyjnego patrolowali rejon Głównego Miasta. Około godziny 16:45 zauważyli samochód osobowy, który wjechał w ulicę Pocztową, mijając znak drogowy B-1 (zakaz ruchu w obu kierunkach). Chwilę później pojazd zaparkował za znakiem B-36 (zakaz zatrzymywania się) z tabliczką T-24 (wskazującą, że pozostawiony pojazd zostanie usunięty na koszt właściciela). Kierowca auta udał się następnie do pobliskiego bankomatu.
Gdy mężczyzna wrócił do samochodu, strażnicy poprosili go o dokumenty. 33-latek miał przy sobie dowód osobisty, natomiast prawa jazdy – jak twierdził – zapomniał zabrać z domu. Zgodnie z procedurą, funkcjonariusze zgłosili Stanowisku Kierowania potrzebę wezwania patrolu policji. Mężczyzna przyznał się tymczasem, że dwa lata temu za jazdę pod wpływem alkoholu sąd odebrał mu uprawnienia do prowadzenia pojazdów. Fakt ten potwierdzili chwilę później policjanci. 33-latek trafił na komisariat, autem zaopiekował się jego kolega.
Jak poinformowała mł. asp. Lucyna Rekowska, rzeczniczka Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku, w sprawie tej wciąż trwają czynności. 33-letni mieszkaniec Gdańska dostał wezwanie do stawiennictwa w terminie późniejszym.
Za złamanie sądowego zakazu prowadzenia pojazdów mężczyźnie grozi do trzech lat więzienia.