Była środa, 2 czerwca. Około godziny 12:25 na ulicy Havla do strażników z Referatu V podeszła kobieta. Poinformowała ich, że przed chwilą na wysokości ulicy Przemyskiej doszło do wypadku. Funkcjonariusze natychmiast pobiegli to sprawdzić.
Na miejscu zobaczyli rozbity samochód, z którego wyciekało paliwo. Kierujący był w środku. Kilka osób próbowało zepchnąć uszkodzony pojazd z jezdni. Ponadto na pasie zieleni leżała zniszczona uliczna latarnia. Według relacji świadków samochód z impetem wjechał na zieleniec, uderzył w latarnię, a następnie kilkukrotnie koziołkował.
Strażnicy szybko podeszli sprawdzić, czy kierowca nie potrzebuje pomocy i od razu powiadomili odpowiednie służby. Na widok mundurowych męzczyzna próbował uruchomić silnik i odjechać. Szybko okazało się, dlaczego…
Gdy kolega z patrolu podszedł do kierującego, wyczuł od niego silną woń alkoholu. Zabrał mu kluczyki i poprosił o opuszczenie auta – mówi aplikant Robert Pietruszka.
Podczas oczekiwania na wezwane służby kierujący rozbitym samochodem przyznał się, że za nim wsiadł za kierownicę, pił alkohol. W swoim zachowaniu nie widział nic nagannego.
Przybyli na miejsce policjanci sprawdzili trzeźwość 67-latka. Okazało się, że miał dwa promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Teraz za jazdę w stanie nietrzeźwości grozi mu kara pozbawienia wolności do lat dwóch oraz zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych.