Środa, 31 maja. O godzinie 11.30 na numer zgłoszeniowy 986 zadzwonił mężczyzna i powiedział, że przy ulicy Gospody ptaki atakują rodzinę jeży. Dyżurny skierował tam funkcjonariuszki z Referatu Ekologicznego.
Na miejscu czekały na nas mieszkanki pobliskiego bloku. Z ich relacji wynikało, że kilkudniowe, bezradne maluchy siedziały w trawie, gdy nagle nadleciały mewy i próbowały je złapać. Ich matka starała się chronić potomstwo, ale jej szanse były niewielkie. Jeden z lokatorów zaczął odpędzać ptaki, a następnie schował jeżyki do wiaty śmietnikowej – mówi starszy inspektor Barbara Rutkowska.
Strażniczki weszły do wiaty i przystąpiły do odławiania zwierząt. Sytuacja nie była jednak prosta. Część maluchów weszła pod skrzynię z piaskiem, a ich matka siedziała zaklinowana za kontenerem. Ze względu na wagę pojemnika, który był wypełniony żwirem, do jego podniesienia konieczne było użycie lewarka samochodowego. Po kilku minutach udało się oswobodzić wszystkie osiem maluchów oraz ich matkę. Mundurowe umieściły kolczastą rodzinkę w kontenerze transportowym i przewiozły do lecznicy dla zwierząt przy ulicy Kartuskiej.
Kilka godzin później funkcjonariuszki otrzymały do realizacji kolejne zgłoszenie. Tym razem pomocy potrzebował młody łabędź na Górkach Zachodnich. Według informacji od zgłaszającego ptak miał wbity w dziób haczyk z przyponem wędkarskim i kawałkiem żyłki.
Na strażniczki czekał bosman z pobliskiej mariny jachtowej. Wskazał funkcjonariuszkom rodzinę łabędzi, która pływała po Martwej Wiśle. Mundurowe przy pomocy siatki odłowiły młodego łabędzia i usunęły mu haczyk z dzioba. Całej „operacji” z bezpiecznej odległości przyglądali się rodzice malucha. Po chwili młody łabędź wrócił na wodę i cała rodzinka odpłynęła.