Andrzej Aniołczyk był w składzie pierwszego patrolu straży miejskiej, który wyszedł na ulice Gdańska 15 września 1991 roku. Tego dnia w ramach służby między innymi trzeba było zabezpieczyć w urzędzie zatrudnienia wypłacanie pieniędzy osobom bezrobotnym. Później zadań strażnikom przybywało. Zmieniały się priorytety i realia.
Zaczynaliśmy w 36 osób, teraz jest nas ponad 300. Te wszystkie lata to był piękny czas, mimo że zdarzały się także trudniejsze chwile. Razem przeszliśmy wiele. Braliśmy udział w bardzo ważnych dla Gdańska wydarzeniach. Dzięki temu nie raz dane nam było poczuć, że ta praca ma wartość i sens. Naprawdę było mi tu dobrze. Trafiłem na ludzi, z którymi traktowaliśmy się nie przedmiotowo, lecz jak przyjaciele – podkreśla Andrzej Aniołczyk.
W Pana pracy, na każdym kroku widać było pasję i energię. Niejednokrotnie podkreślał Pan otwarcie, że lubi tę straż i w pełni się z nią utożsamia. Jest Pan uosobieniem dobrego funkcjonariusza, dobrego kierownika i dobrego człowieka, symbolem najlepszych wartości w naszej straży – mówił podczas pożegnalnego spotkania komendant Leszek Walczak. Uroczystość odbyła się w środę, 20 grudnia w siedzibie gdańskiej straży przy ulicy Elbląskiej.
Przez ostatnich pięć lat Andrzej Aniołczyk był szefem Referatu Dzielnicowego I z siedzibą na Żabiance. Mimo, że sprawował kierowniczą funkcję, nigdy nie zrezygnował z udziału w patrolach. Do ostatniego dnia pracował na ulicach Gdańska, bo jak twierdzi, dawało mu to najwięcej satysfakcji. Zawsze ważny był dla mnie kontakt z ludźmi, rozwiązywanie ich problemów, możliwość niesienia pomocy w różnych sprawach, choćby tych błahych. W tym czułem się najlepiej – przyznaje.
Być może to właśnie doskonała orientacja w realiach pracy na ulicy sprawiła, że Pan Andrzej znakomicie sprawdzał się jako przełożony. Dobrze wiedział czym zajmują się jego podwładni, przed jakimi wyzwaniami stają każdego dnia. Był nie tylko szefem, ale też partnerem z patrolu. A przede wszystkim autorytetem.
To świetny człowiek, ikona naszej instytucji. Kończy się pewna epoka. Zostaje pustka, którą trudno będzie wypełnić – mówi Paweł Zabrocki, który przejął kierownictwo w referacie na Żabiance i teraz będzie musiał stawić czoła legendzie. Andrzej urodził się, by być strażnikiem miejskim. Do ostatniego dnia dawał z siebie wszystko. Dobrze rozumiał funkcjonariuszy i dbał o nich. Cieszył się ogromnym szacunkiem – podkreśla.
Przez lata Andrzej Aniołczyk uczył fachu tych, którzy stawiali w straży pierwsze kroki. Chętnie dzielił się z nimi swoją wiedzą oraz doświadczeniem. Wymagał i pomagał.
Agnieszka Grabowska, obecnie zastępca komendanta do spraw prewencji, w swój pierwszy patrol wyruszyła właśnie w towarzystwie Andrzeja Aniołczyka. Przyszło jej wówczas zmierzyć się z następstwami pożaru, w którym zginął człowiek. Było to bardzo wstrząsające przeżycie, w obliczu którego Andrzej okazał się nieocenionym wsparciem. W bardzo subtelny sposób potrafił uspokoić moje emocje, dając jednocześnie do zrozumienia, że w tej pracy muszę być przygotowana na różne, także dramatyczne doświadczenia – wspomina. Charakteryzuje go bardzo pozytywne usposobienie, które udziela się otoczeniu – dodaje.
Pan Andrzej brał udział w zabezpieczeniu akcji ratunkowych, które na zawsze pozostaną w pamięci gdańszczan: w czasie pożaru Hali Stoczni pod koniec 1994 roku, kilka miesięcy później po wybuchu gazu w wieżowcu we Wrzeszczu i w 2003 roku, gdy płonął zbiornik z paliwem w Rafinerii Gdańskiej. Latem 1997 roku był wśród 18 gdańskich strażników, którzy pomagali wrocławianom w walce ze skutkami powodzi tysiąclecia.
Przez długi czas Andrzej Aniołczyk był chorążym pocztu sztandarowego Straży Miejskiej w Gdańsku. Wchodził też w skład patrolu historycznego, który w strojach miejskich drabów z XVII wieku pojawia się na ważnych uroczystościach i imprezach. W połowie lat 90. był jednym z inicjatorów i założycieli pierwszej w Polsce sekcji wodnej straży miejskiej. Od tamtej pory każdego roku w sezonie letnim gdańscy funkcjonariusze patrolują na łodzi motorowej wody Martwej Wisły, Motławy i Opływu Motławy.
O Andrzeju Aniołczyku krąży wśród strażników wiele legend i anegdot. Jedna z nich odnosi się do zdarzeń z 2005 roku, kiedy to do Gdańska w ramach cyklu koncertów „Przestrzeń Wolności” przyjechał znakomity francuski muzyk Jean Michelle Jarre. Przed imprezą artysta w towarzystwie prezydenta miasta spacerował po terenach stoczniowych. Za ich bezpieczeństwo odpowiedzialny był między innymi Pan Andrzej. Zdarzenie to zostało uwiecznione na zdjęciu w jednej z lokalnych gazet. Fotografia na pierwszym planie przedstawiała Pana Andrzeja, natomiast zarówno prezydent, jak i muzyk musieli się zadowolić planem drugim. Wieść niesie, że oglądające to zdjęcie osoby najczęściej pytały: „A kto to idzie obok Aniołczyka?!”. W przypadku innej fotki z lokalnej prasy, na której uwieczniono Pana Andrzeja patrolującego ulicą Długą, fantazji dał się ponieść redaktor pisma. Napis pod zdjęciem brzmiał bowiem: „Szeryf Gdańska”.
Emerytura nie musi kojarzyć się z ciepłymi kapciami i bezczynnością. Andrzej Aniołczyk zapowiada, że kolejny rozdział życia poświęci swojej największej pasji poza pracą czyli żeglarstwu. Ta fascynacja trwa od niemal 30 lat. Udało nam się dowiedzieć, że Pan Andrzej rozpoczął właśnie przygotowania do rejsu swoich marzeń. Celem jest Floryda.
Niech wiatry będą pomyślne i nie zabraknie stopy wody pod kilem. Trzymamy kciuki, życzymy pomyślności i dziękujemy. Za wszystko!